sobota, 17 grudnia 2016

Oddany 'Johnny'


Mikołaj Nikołajewicz Johnson przyszedł na świat jako syn Rosjanina, Mikołaja Krutikowa i rosyjskiej
poddanej angielskiego pochodzenia - Anny Krutikowej-Johnson. Mikołaj urodził się w Rosji, uważał za Rosjanina i był prawosławnego wyznania. Znał kilka języków, i co ciekawe, angielskim posługiwał się co najwyżej znośnie.


Uczył się w Michajłowskiej Akademii Artylerii, gdzie poznał Wielkiego Księcia Michaiła, a zamiłowanie do muzyki i spore muzyczne zdolności u obu sprawiły, że się zaprzyjaźnili. Michaił potrafił grać na flecie, bałałajce, fortepianie i gitarze, próbował też swych sił w komponowaniu, Mikołaj natomiast nieźle wirtuoził na fortepianie i śpiewał. Podobno marzyła mu się nawet kariera śpiewaka operowego.

Był niskiego wzrostu, o wesołej pyzatej twarzy, wyglądem stanowił zupełne przeciwieństwo wysokiego i szczupłego Wielkiego Księcia. Znajomi żartem nazywali ich "Duży i Mały".
W roku 1912, gdy Michaił Aleksandrowicz wbrew woli swej rodziny poślubił potajemnie za granicą Natalię Szeremietiewską, zaczęło się psuć między nim a jego adiutantami, towarzyszącymi mu zwykle także w podróżach incognito po Europie. Doszło do dramatycznego zerwania między nim a oddanym mu przez lata pułkownikiem Mordwinowem, na skutek czego Mordwinow poprosił cara o zwolnienie go z służby u Wielkiego Księcia. Prośba została spełniona i wkrótce został on adiutantem samego Mikołaja II.

Tymczasem w upływającym od czasu ślubu na przymusowej emigracji życiu Michaiła pojawił się znów sympatyczny, zawsze uśmiechnięty Johnson. W grudniu 1912 został jego osobistym sekretarzem i bez trudu zjednał sobie wszystkich z najbliższego okrążenia Wielkiego Księcia. Wkrótce 'Johnny', jak go familiarnie zwali, stał się jakby nieformalnym członkiem rodziny.

Pasierbica Michaiła, 'Tata', wówczas mała dziewczynka, tak po latach wspominała tę postać:

"Mimo swego skrajnie angielskiego nazwiska, był stuprocentowym Rosjaninem, na dodatek raczej kiepsko i z silnym akcentem mówiącym po angielsku. Jego matka, Madame Johnson, została na starość bardzo popularną nauczycielką śpiewu i udzielała lekcji na dworach całej Europy".

Madame Johnson dołączyła do syna i jego pracodawców, kiedy wiosną 1914 po świętach wielkanocnych spędzonych w Cannes, wracali do wynajętej w Anglii rezydencji. Starsza pani jednak tak bardzo przeżyła podróż przez Kanał La Manche, że gdy w końcu dotarli do Dover, zarzekła się, że nigdy więcej nie wejdzie na statek czy prom - woli zostać na zawsze w Anglii. Tak się też stało.


Johnson z Natalią Brasową

Natalia, 'Johnny' i Wielki Książę Andriej Władymirowicz

Guwernantka Miss Rata, Wielki Książę Andriej, Michaił, Natalia, Johnson i Tata Mamontowa

Kilka miesięcy później, wraz z wybuchem I wojny światowej, gdy Michaił wraz z żoną i dziećmi za zgodą cara wrócił do Rosji, wrócił i Johnson. Nadal pełniąc funkcję sekretarza, niezawodny i niezastąpiony, ze swym zmysłem organizacyjnym służył wsparciem osamotnionej małżonce swego księcia, gdy ten przebywał na dalekim froncie.
W Gatczynie mieszkał na ul. Baggovouta, tej samej, gdzie kiedyś mieszkała Natalia Sergiejewna, będąc jeszcze żoną rotmistrza Wulferta.


Michaił Aleksandrowicz, Abakanowicz, hrabia Girard, Wielki Książę Borys, Abrikosow i Johnson
z Wielkim Księciem Borysemi hrabią Lwem Girardem

Jak mówi przysłowie: 'Prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie'. Po rewolucji lutowej Johnson pozostał wierny swemu Wielkiemu Księciu. Był przy nim w momencie odmowy przyjęcia tronu w mieszkaniu księcia Putiatina na ul. Millionnej, a w sierpniu 1917 załatwił zgodę Kiereńskiego, by Michaił zobaczył się po raz ostatni z wywożonym z rodziną na Syberię bratem, byłym carem Mikołajem II.

Gdy wkrótce potem Michaił został aresztowany w związku z podejrzeniem o przynależność do monarchistycznego spisku, Johnson wyprosił u władz zgodę, by areszt ze względu na chorobę Wielkiego Księcia zamienić na domowy. Michaił, cierpiący na kolejny atak wrzodów żołądka, mógł przenieść się do petersburskiego mieszkania swego adwokata Matwiejewa* na Fontance, póki na skutek kontaktów Johnsona z brytyjską ambasadą nie został wypuszczony na wolność. Sam Johnson niewątpliwie miał szanse, by opuścić targaną burzliwymi zmianami Rosję, lecz z nich nie skorzystał.
Gdy 7 marca 1918 roku, po okresie względnego spokoju, Wielkiego Księcia ponownie aresztowano, aresztem objęto i Johnsona. Obaj znaleźli się w Instytucie Smolnym, zajętym teraz przez bolszewików, a po przesłuchaniach zdecydowano, że zostaną zesłani do Permu na Uralu.
Jednak decyzją Lenina Johnson miał trafić do innego miasta niż były Wielki Książę, o czym dowiedział się już w drodze. Na postoju na stacji Szaria wysłał więc telegram do Lenina z prośbą, by nie rozłączano go z jego byłym pracodawcą.

"15 marca 1918 r.
Dekretem Sownarkomu w dniu przyjazdu do Permu rozdzielają mnie z tym, którego byłem sekretarzem. Nie dotarł on jeszcze do Wiatki, mimo czterodniowej dokuczliwej podróży w najtrudniejszych warunkach. Proszę Was i Radę Komisarzy Ludowych, byście wzięli pod uwagę jego nadwyrężone zdrowie, które przez tę podróż się jeszcze pogorszyło.
Proszę o  telegraficzne odwołanie decyzji o naszym rozłączeniu.
Johnson."

 Prośba ta nie od razu została spełniona. Obu panów po dotarciu do Permu faktycznie rozłączono, umieszczając w osobnych celach w więziennym szpitalu. Dopiero z końcem marca oswobodzono ich, zezwalając żyć w mieście swobodnie, lecz pod nadzorem, z obowiązkiem regularnego meldowania się na posterunku miejscowej policji.
Zamieszkali w dawnym hotelu 'Pokoje Korolewa' przemianowanym po rewolucji na 'Hotel nr 1'. Johnson towarzyszył Wielkiemu Księciu w przechadzkach i przejażdżkach jego Rolls-Royce'm, sprowadzonym z Gatczyny. Chadzali razem do kina i do teatru.
Gdy w nocy z 12-ego na 13-ego czerwca do hotelu wtargnęło kilku podejrzanych ludzi ubranych po wojskowemu i zażądało od Michaiła Aleksandrowicza, by niezwłocznie udał się z nimi, brutalnie go przy tym poganiając, Johnson nie wahając się, postanowił udać się z nimi. Przed hotelem czekały dwa powozy. Kazano mu wsiąść do drugiego, wraz z niejakimi Markowem i Kołpasznikowem.
Według słów towarzyszącego mu Markowa Johnson najwidoczniej domyślał się, czym się skończy ta niespodziewana przejażdżka w środku nocy.

- Czemu mielibyście mnie zastrzelić? Nie jestem bogaty, żyję na cudzej łasce - powiedział. - Z rodziny mam tylko matkę staruszkę. Nie ma też powodu, by zabijać Michaiła Romanowa. To liberał, ludzie go lubią... 

Johnson zdążył tylko wysiąść z powozu, gdy zatrzymali się w lesie za miastem. Zginął jako pierwszy, zastrzelony przez Markowa strzałem w skroń.

***

Gdy w 1964 roku Markow opowiadał dziennikarce przeprowadzającej z nim wywiad o okolicznościach rozstrzelania Michaiła Aleksandrowicza i jego sekretarza, pokazał jej zegarek na swej ręce. Tamtej pamiętnej nocy 46 lat wcześniej ściągnął go z ręki martwego Johnsona .

- Dobrze chodzi -powiedział. - Jak dotąd nigdy nie był u naprawy, tylko raz go dałem do czyszczenia.

***

Decyzją Prokuratury Generalnej Rosyjskiej Federacji 8 czerwca 2009 roku Mikołaj Johnson został zrehabilitowany. Miejsce, w którym zginął wraz z Michaiłem Aleksandrowiczem, jak również to, w którym mordercy ukryli ich ciała, pozostaje nieznane.




* Aleksiej Siergiejewicz Matwiejew - adwokat Michaiła Aleksandrowicza i szwagier jego żony; był mężem siostry Natalii - Olgi Siergiejewny, zmarłej w 1915 r.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz